Wernisaż 21.09.2023 godz. 18
>> Gdańska Filharmonia Bałtycka/ Foyer
ul. Ołowianka 1, Gdańsk
Miejska synestezja – zobaczyć dźwięki, usłyszeć kolory
Słysząc szelest liści wytężamy słuch, by doszedł do nas szept wiatru pośród szumu przybliżających się do brzegu fal. Z oddali słuchać stukot kół odbijających się o tory kolejowe i warkot silników nakładających się na siebie pojazdów i maszyn. Wchodząc w tłum ludzi pędzących w dół schodami peronu kolejowego, wchodzimy w zgiełk słów i kroków. Miasto jest jak orkiestra, a przechodzień staje się słuchaczem, który przepuszcza przez siebie te dźwięki. Żeby zobaczyć dźwięki, trzeba usłyszeć kolory. Ta wystawa jest niepowtarzalną okazją, żeby tego doświadczyć.
Ale czy można zobaczyć dźwięki? Mistycy i szamani od wieków znajdują odpowiedź na to odpowiedź w substancjach uznawanych za magiczne. Indianie Wielkiej Równiny Prerii stosowali meskalinę, której przypisywano wiele nadprzyrodzonych i uzdrawiających właściwości. Dzięki niej mogli doświadczyć tajemniczych stanów m.in. zjawiska synestezji.
Synestezja, co z greckiego oznacza „równolegle postrzeganie”, jest nie tylko dostępna amatorom substancji psychoaktywnych. Doświadczało jej i doświadcza wielu twórców: malarzy, kompozytorów czy pisarzy. Vladimir Nabokov, uznany za synestetyka pisał w „Pamięci, przemów”: „Długie „a” w angielskim alfabecie ma dla mnie postać zwietrzałego drewna, natomiast francuskie „a” przywołuje wypolerowany heban”.
Wśród twórców, którzy doświadczali odbioru wielozmysłowego nie sposób pominąć malarza Wassilya Kandinskyiego. Kandinsky zafascynowany jedną z oper Ryszarda Wagnera „Lehengrin”, postanowił odtworzyć wrażenia dźwiękowe za pomocą koloru i jego nasycenia. Tak powstał słynny cykl kompozycji malarza, które stały się efektem jego doświadczeń synestetycznych.
Synestezji doświadczał również malarz Paul Klee czy kompozytor Franciszek Liszt. Dziś wiemy, że fenomen neurologiczny, jakim jest synestezja, dostępny jest dla około 4 proc. populacji, a jedne z badań potwierdzają, że synestetycy przejawiają większą aktywność w łączeniu rejonów mózgu przetwarzających kolory z innymi rejonami.
Synestezja jest zatem domeną osób odbierających otoczenie ze znacznie większą niż przeciętna wrażliwością i to właśnie wrażliwość otwiera przed wieloma spośród twórców drogę do znalezienie się w gronie tych, którzy widzą i słyszą więcej, mocniej i dosadniej.
Wystawa „Gdańsk przez pryzmat dźwięków” prezentowana w Gdańskiej Filharmonii Bałtyckiej to w pewnym sensie zbiór takich synestetycznych doświadczeń.
Wizualne doświadczenie dźwięków miasta odnosi się tu do kilku obszarów, które można podzielić na: naturę – morze i las, miasto, przestrzenie intymne oraz bezpośrednie odwołania do gdańskich tradycji muzycznych. Te obszary niejednokrotnie się przenikają, jak np. pejzaż morski z industrialnym krajobrazem stoczni w pracy Małgorzaty Korneckiej- Drąg.
W zebranych tu pracach wiele jest barw odnoszących się do żywiołów: chłodne barwy wody w pejzażach Wilgi Badowskiej czy Iwony Murawskiej, dopełnione przez ogniste barwy słońca w abstrakcyjnych pejzażach morskich Beaty Babińskiej czy poprzez bezpośrednie odwołanie do żywiołów w portretach Małgorzaty Limon. Podobnie jak u Kandinskyiego kolory żywiołów stanowią tu odwołania do dźwięków, które artyści przywołują za sprawą obrazów.
Uchwycony ruch przybrzeżnej fali w przedstawieniu Tetiany Stratievy automatycznie przywodzi na myśl przybliżający i oddalający się szum przypływu i odpływu. Uwagę przykuwa praca „Ociekająca syrenka” Katarzyny Swinarskiej, która wyróżnia się na tle marynistycznych inspiracji, dotykając tematyką feministycznych obszarów.
Morski pejzaż, który wpisuje się mocno w tradycję malarską naszego regionu, m.in. za sprawą twórczości Mariana Mokwy, znalazł ciekawą odsłonę w realizacji Tomasza Kucharskiego „Statek”. Tradycyjne spojrzenie zostaje zastąpione przez wizualizację wody i statku za pomocą kartek papieru i sztuki origami. Wnosi to również odmienną jakość w dźwiękowym aspekcie tej wystawy – wyobrażony szum fal zastępuje tu szelest papieru.
Wyjątkowe jest również nieco nostalgiczne przedstawienie lasu Joanny Śmielowskiej- Jaremin, w obrazie „Wspomnienie”, w którym portret z rodzinnego albumu staje się integralną częścią pejzażu – leśnej polany.
To, co znamienne, doświadczenie dźwięków natury w zebranych przedstawieniach zdaje się być kojące, wyciszające, w przeciwieństwie do zgiełku, który kojarzony jest z miastem, – obraz „Cały ten zgiełk” Agaty Nowosielskiej czy przedstawienie Bartosza Armusiewicza, w którym fale dźwiękowe wtapiają się w ciało przedstawionej postaci. W tej grupie znajduje się też praca „Crowded” Natalii Kozieł Kaliomaki, w której zagęszczenie miejskich dźwięków jest przedstawione za pomocą czarnych plam. Dzięki miasta w tych spojrzeniach wywołują nadmiar bodźców.
Ucieczką przed tym zgiełkiem, obok natury zdają się być przestrzenie intymne, wnętrza domów. One też mają swoją muzykę.
Ostatnia grupa prac stanowi bezpośrednie odniesienie do muzyki (Waldemar Wesołowski, Lech Zdrojewski). W końcu Gdańsk ma liczne tradycje muzyczne: od carillonów po festiwale jazzowe, które odbywają się tu od lat 70. ubiegłego wieku.
Każda praca przedstawiona na wystawie to wyjątkowy zapis emocji, powstałych z inspiracji dźwiękami Gdańska, które mogą zostać odtworzone tylko w wyobraźni odbiorcy.
Michalina Domoń